Tapeta w
kwiaty
„Uczyła się. Także
tego, by nie dziwić się za dużo i za dużo nie oczekiwać bo wtedy rozczarowanie
bywa mniej dotkliwe.” – Andrzej Sapkowski
*
Słońce wpadało do
pokoju przez wysokie okna i demaskowało każdą starą plamę na wyblakłej,
kwiecistej tapecie. Gdy Ellie ujrzała wystrój tego wnętrza po raz pierwszy,
miała ochotę wziąć nogi za pas i uciec gdzie pieprz rośnie, ale myśl o nim
skutecznie zatrzymała ją w miejscu. I dobrze. Trafiła w świetne ręce, powinna
się z tego cieszyć.
Na podłodze stał
wentylator. Pracował cały czas, a mimo to w pokoju wciąż było nieznośnie
gorąco. Ellie nie wiedziała co ze sobą począć. Spocone ciało lepiło się do skórzanego
fotela, więc wstała i oparła się o ścianę. Niestety i ta pozycja nie należała
do komfortowych. Zaczęły ją boleć łydki, a przed oczami pojawiły się mroczki.
Lato zdecydowanie nie było jej porą. Z westchnieniem podeszła do uchylonego
okna. Miała wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłynąć, a buchające z zewnątrz
nagrzane powietrze wcale nie ułatwiało sytuacji. Odwróciła się twarzą do
psychologa i ostatecznie usiadła na podłodze po turecku.
- Jak ci minął
weekend?
Zlustrowała mężczyznę
od góry do dołu i stwierdziła z niesmakiem, że te zielone szorty tylko go
pogrubiają. I w dodatku kompletnie nie pasują do fioletowo-różowego polo. A te
kolorowe włosy… Cóż, wolała o tym nie wspominać. Definitywnie jednak wyglądał
jak dziecko jednorożca – kupa magicznej tęczy. Pocieszała ją tylko myśl, że ten
niepozorny facet rzeczywiście zna się na rzeczy. Pomimo, iż ma naturę wariata.
- W porządku –
odpowiedziała bez namysłu.
Oczywiście, że w
porządku. Bo i co innego miała powiedzieć? Och,
no wiesz, ostatnio czuję się coraz gorzej, mimo że ty twierdzisz, iż robię
postępy. Widziałam go wczoraj w lustrze. Patrzył na mnie, ale nic nie
powiedział. Milczał. Z ran po igle kapała krwista ropa. Wyglądał obleśnie, ale
ja chciałam z nim być. Chciałam do niego dołączyć. Też tak czasem masz? Hm? Och,
przecież to nawet brzmiało śmiesznie!
- Czy jest coś, o
czym chciałabyś mi powiedzieć?
- Przytyłam.
Kilogram.
- Mhm… - mruknął,
pocierając dłonią czoło. – To dobra wiadomość. A czy zdarzyło się coś
niezwykłego? Nie wiem, miałaś jakieś omamy? Wzrokowe, słuchowe… Cokolwiek?
Och, nawet nie wiesz ile ich było.
- Nie. – Poruszyła
się niespokojnie, jakby przeraziła się własnymi słowami. – W zasadzie nawet nie
mam ochoty o tym myśleć. To… boli. A ja nie chcę cierpieć.
- Ellie.
Zgarbiła się. Sposób,
w jaki wypowiedział jej imię, budził w niej dziwny lęk. Skarcił ją słowem i
wzrokiem. Wiedział, że nie powiedziała mu prawdy. Łgała jak pies. Czuła z tego
powodu palący wstyd. Bała się podnieść wzrok, więc uparcie patrzyła w podłogę.
A z czasem nawet i zaczęła liczyć rysy na drewnianych panelach. Chciała już
wrócić do domu. Chciała położyć się spać. Chciała się z nim zobaczyć.
- Chcę ci pomóc, ale
nie mogę tego zrobić, póki się przede mną nie otworzysz.
Zapadła cisza. Ellie
zaczęła splatać ciemne włosy w warkocza, ale wciąż uparcie nie podnosiła
wzroku. Czuła się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku i tego też się
wstydziła. Jedyną oznaką tego, że wysłuchała psychologa, było energiczne
kiwanie głową. Zgodziła się. Powie mu wszystko. Zrobiła wielki krok, decydując
się tu przyjść, i nie mogła się już wycofać. Nie teraz. Nie, kiedy była już po
tylu sesjach. Zresztą dzisiaj Parker miał nie do końca legalnie przepisać jej leki, które mają pomóc.
Mogą trochę otumaniać, ale powiedziano jej, że pomagają. Innym też pomogły. Czuli się po nich lepiej, więc po co ona miałaby w to nie
wierzyć?
Pociągnęła się za
włosy i spojrzała na Paula, jej psychologa, pewnym wzrokiem. Niestety, jej głos
już taki nie był. Drżał, kiedy się odezwała.
- Widziałam go.
Znowu. Wydawało mi się, że mnie wołał. – Przełknęła głośno ślinę. - Chciał
czegoś ode mnie, to pewne.
- Wydawało ci się?
- Tak. On… On nie
mówił. Nie mógł. Miał zaszyte usta.
Psycholog mruknął coś pod nosem
i wyjął z szuflady jakąś aktówkę, którą natychmiast zaczął wertować. Ellie
wcisnęła się głębiej w kąt pokoju. Czuła się niesamowicie nieswojo. Zupełnie
jakby ktoś w jednej sekundzie poznał jej wszystkie tajemnice. Czuła się naga. I
nie miała to nic wspólnego z brakiem ubrań, w które mimo wszystko była odziana.
Postukała obgryzionymi paznokciami w panele. Wydały przyjemny dla ucha dźwięk,
który skojarzył jej się z nim. Cholera, wszystko go przypominało. Doskonale
pamiętała, jak zaciskał wargi, gdy komponował. Jak wystukiwał melodię, którą
słyszał tylko on. Wzrok miał wtedy niewidzący, niemal obłąkańczy. Znajdował się
w dziwnym transie. Ale to było atrakcyjnie. Niesamowicie atrakcyjne. Nawet
wtedy, kiedy traktował ją jak powietrze. W końcu gitara była dla niego całym
światem, a Ellie zaledwie niedrogim dodatkiem. Raz zagrał dla niej kawałek
bitelsów. Czuła się wtedy wspaniale, jakby rzeczywiście była dla niego kimś
więcej. Niestety była to tylko jednorazowa sytuacja. Podobne można było
policzyć na palcach jednej ręki, mimo że ich wyimaginowany związek trwał kilka
lat.
- Ellie? Ellie,
słuchasz mnie?
Zaniepokojona twarz
Paula nagle mignęła jej przed oczami. Przestraszona dziewczyna odskoczyła do tyłu i z
hukiem natrafiła na ścianę. Jęknęła, kiedy tył głowy zaczął boleśnie pulsować. Bez
guza się nie obędzie.
- T-tak – wyjąkała,
masując obolałą potylicę.
- Dobrze. – Wrócił na
wcześniejsze miejsce. – Przeglądałem właśnie akt zgonu… Tak, policja była na
tyle miła, aby się nim ze mną podzielić. W każdym razie dowiedziałem się, że to
ty dokonywałaś identyfikacji zwłok. Dlaczego? Nie miał rodziny?
- Nie wiem.
- W porządku… A
zatem, dlaczego mi o tym nie wspomniałaś?
- Bałam się. –
Wzruszyła bezradnie ramionami.
- Czego?
Znów zapadła cisza, a
wzrok Ellie powędrował z powrotem do drewnianych paneli. Miała ochotę się
wycofać. Teraz, natychmiast. Chciała iść do domu i czekać aż on przyjdzie.
Chciała go zobaczyć. Nie ważne, że wyglądał jak monstrum. Nie ważne, że
śmierdział zgniłymi jajami. Nie ważne, że zaczynał się rozkładać. To wciąż był
on, a ona wciąż go pożądała. Całą sobą. Bezwarunkowo.
- Myślę, że powinnaś
już iść do domu, Ellie. Odpocznij sobie. Gdy będziesz wychodziła, podejdź do
Anny. Da ci odpowiednie leki. Możesz uznać, że to prezent ode mnie.
*
Kiedy weszła z Julie
do klubu, dudnienie basów wstrząsnęło każdą komórką jej ciała. Tak, zdecydowanie
tego potrzebowała. Musiała w końcu zostawić za sobą przeszłość i się rozluźnić.
Tak, rozluźnij się, Ellie. Była młoda
i wciąż atrakcyjna. Powinna czerpać z życia garściami, śmiać się diabłu w twarz
i dać się ponieść chwili, a nie opłakiwać jego śmierć. Żałobę mogła nosić w
sercu, ale nic poza tym.
- Bierz to, skarbie!
Ze śmiechem wcisnęła
Julie dwie okrągłe pigułki, a sama łyknęła swoją działkę, którą odruchowo popiła
szklanką czystej. Tak, jak za starych
dobrych czasów, słonko. Lubieżnym wzrokiem przemknęła po tłumie szalonych imprezowiczów.
Ani ich ubrania ani zachowanie nie było skromne. Ocierali się o siebie ciałami,
badali językami swoje wnętrza i przelewali hektolitry alkoholu. Gdzieś w oddali
zamajaczyła jej sylwetka nagiej kobiety. Gdy ponownie odszukała ją wzrokiem,
stwierdziła, że to prostytutka. Jakiś ćpun właśnie rozsypywał kokę na jej
kształtnych pośladkach, a ona kiwała się na boki, jakby znajdowała się w
zupełnie innym miejscu, jakby jakiś facet nie ćpał z jej tyłka. Ellie poczuła
dreszcze. Niecierpliwie czekała, aż magiczne pigułki zaczną działać. W końcu
jej prośby zostały wysłuchane i niemalże zagarnęła cały ten diabelski parkiet
dla siebie.
Niecałą godzinę później,
Ellie była zarówno naćpana, jak i pijana. Nie wiedziała już jak ma na imię ani
dlaczego była ostatnio taka przybita. Nie wiedziała nawet ile ma palców. Och, a
gdzie była strona prawa, a gdzie lewa? Wszelkie problemy zniknęły, była tylko
ona i jej wspaniały nastrój. Lawirowała między tańczącymi ciałami, wykonywała
przedziwne akrobacje i śmiała się, jak jeszcze nigdy. Julie również była w
świetnym humorze. A kiedy się całowały, natychmiast otaczał je wianuszek napalonych mężczyzn. O, tak. To rozbawiło ją jeszcze bardziej.
Reagowali jak jej pies na widok ulubionej karmy. A może kot? Cholera, nie
wiedziała nawet czy w ogóle ma jakiegoś pupila.
Gdy jej zamroczone
spojrzenie padło na rurę, nie było takiej siły, która zatrzymałaby ją w
miejscu. Wskoczyła na podświetlany piedestał, o mało nie nabijając sobie
kolejnego guza, i przytuliła się do zimnego metalu. Wraz z przyjemnym chłodem,
przybyły niechciane wspomnienia. Znowu była przy stoliku do pokera i patrzyła, jak
on ją oddaje. Napisał jej imię na karteczce i po prostu dorzucił do puli. Jak
rzecz. Tamtego dnia omal jej nie przegrał, razem z tysiącami dolarów i ważnym kontraktem.
Jak można być takim głupim? Wzmocniła chwyt, kiedy obraz zamazał jej się przed
oczami. Och, Ellie! Przecież świat leży
tuż u twych stóp! Potrząsnęła głową, odchylając się do tyłu i uśmiechnęła się do sufitu. Wczoraj i jutro już jest nie ważne. Jest tylko dzisiaj. Podskoczyła, aby po chwili pewnie ścisnąć rurę udami.
Szybko pozbyła się skąpego topiku, podobnie jak miniówki. A jeszcze szybciej
zyskała widownię. Ktoś pogładził jej bosą stopę, wsadził dolara za pasek
koronkowych stringów, wykrzyczał zberezeństwa, a nawet próbował tańczyć razem z
nią. Dawała czadu, czuła to.
W końcu, kiedy jej
zamroczony umysł przestał kontrolować sytuację, rzuciła się w ramiona jakiemuś
mężczyźnie. Złapał ją dość niepewnie, co Ellie wydało się niesamowicie urocze.
Natychmiast odszukała jego usta, które, ku jej niezadowoleniu, pozostały
całkowicie bierne. Poklepała go czule po gładkim policzku, jednak odsunęła się
lekko zniesmaczona.
- Nie pragniesz mnie,
mój ty tygrysie?
- Zdaje się, że nie,
skowroneczku.
Jego głos był dziwnie
miękki. Delikatny. A to już samo w sobie powinno dać jej co nie co do
zrozumienia. Niestety, nietrzeźwa Ellie to zignorowała i posłała mężczyźnie
pijacki uśmiech, wsuwając jednocześnie dłoń za pasek jego spodni. Tutaj też coś jej nie grało. Zmarszczyła brwi w wyrazie głębokiego zamyślenia. I to najwidoczniej w jakiś magiczny sposób podziałało, bo w tej samej chwili doznała olśnienia. Próbowała wepchnąć
język do gardła jakiejś obcej kobiecie! Cholera, jak mogła nie rozpoznać jej
płci?
- Ups – zrobiła minę
świętoszka. – Najmocniej mi przykro.
Zadowolona z jakości
swoich przeprosin, ponownie ruszyła w stronę parkietu, wijąc się jak rasowa
tancerka. Po drodze ktoś złapał ją za pośladek, ale ona tego nie poczuła. Nic
już czuła. Było jej tak cholernie błogo...
__________________________
Wszystkim kobietom; wszystkiego najlepszego!
Cześć. Komentowałam pod prologiem, skomentuję i tu. Podoba mi się Twój styl, przez rozdział przebrnęłam szybko, zważywszy na porę, nie nudziłam się. Psycholog wydaje mi się ciekawą postacią, cały czas zastanawiam się, jak konkretnie zginął opisywany mężczyzna - rozdział nie za długi, nie za krótki. Super. Tylko czekać na więcej.
OdpowiedzUsuńWyłapałam za to parę literówek:
"I nie miała to nic wspólnego z brakiem ubrań, w które mimo wszystko była odziana." - nie miało
"Ale to było atrakcyjnie. Niesamowicie atrakcyjne." - niepotrzebne "i"
"Jak można być takim głupim?" - tak głupim, ewentualnie takim głupcem
"Wczoraj i jutro już jest nie ważne." - nieważne.
Poza tym, ze trzy powtórzenia, ale zupełnie nierażące.
Pozdrawiam!
http://respect-the-thing.blogspot.com/
Jestem pod wrażeniem. Cholernie ogromnym wrażeniem. Dobry rozdział. W dodatku coś czuję, że zapowiada intrygująco pociągającą historię i tym mnie uwiodłaś.
OdpowiedzUsuńPostać psychologa wydaje się zaskakująco kolorowa, ale tym samym zyskał moją sympatię. Intryguje mnie postać mężczyzny, który zginął. Jak i dlaczego? Pytać mogę samej siebie póki co.
Główna bohaterka także przykuła moją uwagę.
Pozdrawiam. Życzę weny.
http://rekla-mufka.blogspot.com/
Zostałas nominowana do Liebster Blog Award :) mam nadzieję, że nie bylaś już wcześniej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
kiedy-wroce
41 year old Programmer III Doretta Waddup, hailing from Sioux Lookout enjoys watching movies like Body of War and Brazilian jiu-jitsu. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a M3. uwielbiam to
OdpowiedzUsuń