Strony

piątek, 21 lutego 2014

Prolog

„Zastanawiam się, ojcowie i nauczyciele: "co to jest piekło?". I myślę, że to jest żal, iż nie można już więcej kochać.” - Fiodor Dostojewski

*

Cholera, gdzie ty się podziewasz? Dla twojej wiadomości - pogrzeb skończył się dokładnie pięć minut temu. Serdeczne dzięki za pojawienie się. Na pewno podniosłaś innych tym zachowaniem na duchu. Jego rodzina z pewnością jest zachwycona! Świetnie, Ellie. Spieprzyłaś sprawę. Prosiłem cię tylko o jedną rzecz – bądź na pogrzebie i ich wesprzyj. Ja wiem, że ciebie jego śmierć też dotknęła, ale jak możesz być taką egoistką? Zresztą wciąż nam pozostaje parę spraw do omówienia i lepiej by było, gdybyś po prostu do mnie zadzwoniła, gdy już… hm, wytrzeźwiejesz?. A zatem – do usłyszenia. I tym razem mnie nie zawiedź. 
Pi-ip.
Boże, Ellie! Co się z tobą dzieje? Wszystko w porządku? Dowiedziałam się dopiero dzisiaj… Tak mi głupio! Przepraszam, naprawdę przepraszam. Może przyjdę do ciebie i… no nie wiem, pooglądamy filmy, jak za starych czasów? Jeszcze raz przepraszam, Ellie, ale zwyczajnie nie wiedziałam. Przecież nie było mnie tam razem z wami… Nie widziałam go. Zadzwoń do mnie, kiedy znajdziesz wolną chwilę, dobrze? Kocham cię, wiesz o tym.
Pi-ip.
Dzień dobry. Dzwonię do pani w sprawie spadku po pani znajomym. Pieniądze zostały już przelane na pani konto, a biżuteria została wysłana do pani pocztą. Powinna do pani dotrzeć w ciągu dwóch dni. Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług i zapraszamy ponownie.
Pi-ip.
Cholerne, zakłamane społeczeństwo. Żadne z nich nie potrafiło po prostu tu przyjść i zmierzyć się z nią twarzą w twarz. Zachowali się jak zwykli tchórze. Ale żeby się bali? Czego? Zrozpaczonej kobiety? Dobre sobie. Łatwiej było przecież załatwić wszystkie te sprawy, nie mając z nią żadnej styczności. Bo kto wie, do czego jest zdolna rozżalona kobieta? I choć wyglądała wyjątkowo niepozornie, w każdej chwili mogła wybuchnąć i rzucić wazonem w czyjąś głowę – prawdopodobnie nawet by nie wiedziała, że to robi. Znieczulacz, jak to nazwała whisky, działał cuda, ale odbierał również zdolność logicznego myślenia. A to tworzyło z niej kogoś niezdatnego do życia, nieobliczalnego i niebezpiecznego. Tak, mieli czego się bać. Ale oczywiście nie w jej mniemaniu.
Pociągnęła nosem, ciaśniej oplatając się kocem. Zdawała sobie sprawę z tego, jak teraz wygląda i do jakiego stanu się doprowadziła. Od dwóch dni nie miała w ustach niczego prócz alkoholu, nie spała po nocach bo dręczyły ją koszmary i nie ruszała się z salonu bo kosztowało ją to za dużo wysiłku. Osiągnął to, czego chciał. Zniszczył ją nawet po śmierci. Pewnie sukinsyn przewraca się teraz w grobie z tej cholernej radości. Udało mu się. Nie wiedziała jeszcze jak, ale dojdzie do tego. Musi. Ale dopiero wtedy, kiedy dojdzie do siebie. Jego widok za bardzo nią wstrząsnął. Widziała już wiele ohydnych rzeczy, ale to po prostu ją przerosło. Jego twarz ją prześladowała. Za każdym razem, kiedy zamykała oczy, widziała ten zdradziecki uśmieszek – zaszyte wargi z uniesionymi ku górze kącikami. Widok ten napawał ją lękiem, ale nie potrafiła się go wyzbyć. I prawdopodobnie żadna siła nie była w stanie cokolwiek tutaj zdziałać. Pozostało jej tylko cieszyć się procentami i tym, ile znieczulenia jej zapewniały. Nie czuła bólu, smutku czy też żalu. Jedynie resztki gniewu leniwie przez nią przepływały, ocierając się o zimną skórę. Zdawałoby się, że uodporniła się na wszystko – nawet teraz była mistrzynią iluzji. I dobrze. Inni nie zasługiwali na to, aby wiedzieć, jak ona się teraz czuje. A czuła się fatalnie.
Sięgnęła po pilota i włączyła telewizor. Przeraził ją nieco widok swojej kościstej dłoni. Na pierwszy rzut oka widać było, że straciła na wadze. I to całkiem sporo. Była pewna, że wygląda teraz jak on w chwili śmierci. Też był wychudzony i zniszczony przez używki. Różniło ich tylko to, że ona nie miała zaszytych powiek i warg. Nie miała ropiejących ran i sinawej skóry. Tak bardzo obleśnej… Stop! Nie może dłużej o tym myśleć, nie chce. Wlepiła więc wzrok w ekran, próbując pozbyć się niechcianych myśli. I rzeczywiście jej się to udało, chociaż nie na długo. Trafiła na kabaret. W jej oczach zapaliła się iskierka nadziei, że uda jej się wybrnąć z tego dołka, jednak zgasła jeszcze szybciej niż się pojawiła. Kabaret, jak na ironię, opowiadał o pracy dwóch grabarzy. Jeden z nich komentował pogodę, zaś drugi potulnie przytakiwał.
- Ładna pogoda. Nie za ciepło, ciśnienie raczej stabilne… Nie ma co liczyć na ciśnieniowców, sercowców i cukrzyków.
- Ta… - odzywa się drugi. – Martwy sezon.
Zemdliło ją, gdy publiczność zaniosła się śmiechem. Ona sama nie widziała w tym nic śmiesznego, a w dodatku kojarzyło jej się z nim. I znów była w kostnicy. Patrzyła na jego zimne ciało i nie mogła oprzeć się uczuciu, że on wciąż tam jest. Zaraz, czy oko nie poruszyło się właśnie pod zszytymi powiekami? Nie, po prostu jej się wydawało. Za bardzo chciała, żeby żył. Darzyła go chorym uczuciem, i co z tego? To była jej indywidualna sprawa. Może była masochistką? A któż to może wiedzieć? Na pewno nie ona. Ona nic nie wiedziała. Dotknęła jego ręki, wciąż oblepionej krwią. Zdążyła już zaschnąć. Och, ile by dała, aby ta dłoń ponownie spoczęła na jej policzku! Wiedziała jednak, że to nie było możliwe. Tak, to on leżał w tej cholernej kostnicy. Mogli już w końcu zakończyć tę zbędną identyfikację. Mogli dać jej w końcu święty spokój… Czy chciała tak wiele? Kazano jej jeszcze powypełniać odpowiednie dokumenty, chociaż do końca nie wiedziała dlaczego. Przecież nie należała do jego rodziny, nie była jego narzeczoną ani nawet dziewczyną – spotykali się raz na jakiś czas, aby spełniać swoje erotyczne fantazje i tyle. Podano jej jakieś dokumenty, a ona bez wahania je podpisała. Nie wiedziała nawet o co w nich chodzi, była zbyt zrozpaczona by zwrócić na to jakąkolwiek uwagę. Oddała im papiery i wyszła, nawet nie oglądając się za siebie. Nie chciała go widzieć. Wyglądał obrzydliwie. Nie był już tą samą osobą, dla której mogłaby zrobić dosłownie wszystko. Był potworem. Może to nawet lepiej, że umarł?
Nie może się poddać, zrobi to dla niego. Nie! Przecież go nienawidziła! Och, to było takie skomplikowane… Sama już do końca nie wiedziała jakim darzyła go uczuciem – uwielbiała go, ale i nie znosiła. Czy było to zauroczenie? Nie czuła motylków w brzuchu. Jego widok zawsze wiązał się ze słodką udręką i rozkosznym bólem. Zdarzyło się kilka razy, że ją uderzył. A ona i tak przychodziła po więcej. Lubiła to. Patrzyła na niego z uwielbieniem, niemalże go czciła. Traktowała go jak cholernego boga. Czy to było zauroczenie? Czy to była miłość?
Wystukała numer i przyłożyła drżącą słuchawkę do ucha. Musiała się doprowadzić do porządku. I to za wszelką cenę. Pokaże im, że nie jest żałosną niezdarą. Jest niezależną kobietą. Twardą. Da sobie radę. Na pewno. Po prostu musi i nie ma innego wyjścia.

2 komentarze:

  1. Witam. Mimo, że osobiście nie przepadam za takim gatunkiem opowiadania, to coś mnie tchneło, gdy przeczytałam twój opis bloga. Więc postanowiłam wejść i przeczytać prolog.
    Dwa ostanie akapity, najbardziej utkwiły mi w pamięci. Świetnie, opisujesz targające bohaterkę uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejhej. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak to skomentować, ale podoba mi się niezmiernie. Tego typu historie uwielbiam, koncepcja z wiadomościami na początku świetna, ciekawie opisujesz uczucia głównej bohaterki. Wreszcie jakaś ciekawa zbrodnia! Czuję się zaintrygowana. Poza tym, szablon jest przeuroczy, i to taki nie w stylu Zaczarowanych. Jedynie czcionka nieco irytująca.
    Pozdrawiam, będę wracać!
    http://respect-the-thing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń