„Zastanawiam
się, ojcowie i nauczyciele: "co to jest piekło?". I myślę, że to jest
żal, iż nie można już więcej kochać.” - Fiodor Dostojewski
*
Cholera, gdzie ty się
podziewasz? Dla twojej wiadomości - pogrzeb skończył się dokładnie pięć minut
temu. Serdeczne dzięki za pojawienie się. Na pewno podniosłaś innych tym
zachowaniem na duchu. Jego rodzina z pewnością jest zachwycona! Świetnie,
Ellie. Spieprzyłaś sprawę. Prosiłem cię tylko o jedną rzecz – bądź na pogrzebie
i ich wesprzyj. Ja wiem, że ciebie jego śmierć też dotknęła, ale jak możesz być
taką egoistką? Zresztą wciąż nam pozostaje parę spraw do omówienia i lepiej by
było, gdybyś po prostu do mnie zadzwoniła, gdy już… hm, wytrzeźwiejesz?. A
zatem – do usłyszenia. I tym razem mnie nie zawiedź.
Pi-ip.
Boże, Ellie! Co się z
tobą dzieje? Wszystko w porządku? Dowiedziałam się dopiero dzisiaj… Tak mi
głupio! Przepraszam, naprawdę przepraszam. Może przyjdę do ciebie i… no nie
wiem, pooglądamy filmy, jak za starych czasów? Jeszcze raz przepraszam, Ellie,
ale zwyczajnie nie wiedziałam. Przecież nie było mnie tam razem z wami… Nie
widziałam go. Zadzwoń do mnie, kiedy znajdziesz wolną chwilę, dobrze? Kocham
cię, wiesz o tym.
Pi-ip.
Dzień dobry. Dzwonię
do pani w sprawie spadku po pani znajomym. Pieniądze zostały już przelane na
pani konto, a biżuteria została wysłana do pani pocztą. Powinna do pani dotrzeć
w ciągu dwóch dni. Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług i zapraszamy
ponownie.
Pi-ip.
Cholerne, zakłamane
społeczeństwo. Żadne z nich nie potrafiło po prostu tu przyjść i zmierzyć się z
nią twarzą w twarz. Zachowali się jak zwykli tchórze. Ale żeby się bali? Czego?
Zrozpaczonej kobiety? Dobre sobie. Łatwiej było przecież załatwić wszystkie te
sprawy, nie mając z nią żadnej styczności. Bo kto wie, do czego jest zdolna rozżalona
kobieta? I choć wyglądała wyjątkowo niepozornie, w każdej chwili mogła
wybuchnąć i rzucić wazonem w czyjąś głowę – prawdopodobnie nawet by nie
wiedziała, że to robi. Znieczulacz, jak to nazwała whisky, działał cuda, ale
odbierał również zdolność logicznego myślenia. A to tworzyło z niej kogoś
niezdatnego do życia, nieobliczalnego i niebezpiecznego. Tak, mieli czego się
bać. Ale oczywiście nie w jej mniemaniu.
Pociągnęła nosem,
ciaśniej oplatając się kocem. Zdawała sobie sprawę z tego, jak teraz wygląda i
do jakiego stanu się doprowadziła. Od dwóch dni nie miała w ustach niczego
prócz alkoholu, nie spała po nocach bo dręczyły ją koszmary i nie ruszała się z
salonu bo kosztowało ją to za dużo wysiłku. Osiągnął to, czego chciał.
Zniszczył ją nawet po śmierci. Pewnie sukinsyn przewraca się teraz w grobie z
tej cholernej radości. Udało mu się. Nie wiedziała jeszcze jak, ale dojdzie do
tego. Musi. Ale dopiero wtedy, kiedy dojdzie do siebie. Jego widok za bardzo
nią wstrząsnął. Widziała już wiele ohydnych rzeczy, ale to po prostu ją
przerosło. Jego twarz ją prześladowała. Za każdym razem, kiedy zamykała oczy,
widziała ten zdradziecki uśmieszek – zaszyte wargi z uniesionymi ku górze
kącikami. Widok ten napawał ją lękiem, ale nie potrafiła się go wyzbyć. I
prawdopodobnie żadna siła nie była w stanie cokolwiek tutaj zdziałać. Pozostało
jej tylko cieszyć się procentami i tym, ile znieczulenia jej zapewniały. Nie
czuła bólu, smutku czy też żalu. Jedynie resztki gniewu leniwie przez nią
przepływały, ocierając się o zimną skórę. Zdawałoby się, że uodporniła się na
wszystko – nawet teraz była mistrzynią iluzji. I dobrze. Inni nie zasługiwali
na to, aby wiedzieć, jak ona się teraz czuje. A czuła się fatalnie.
Sięgnęła po pilota i
włączyła telewizor. Przeraził ją nieco widok swojej kościstej dłoni. Na
pierwszy rzut oka widać było, że straciła na wadze. I to całkiem sporo. Była
pewna, że wygląda teraz jak on w chwili śmierci. Też był wychudzony i
zniszczony przez używki. Różniło ich tylko to, że ona nie miała zaszytych
powiek i warg. Nie miała ropiejących ran i sinawej skóry. Tak bardzo obleśnej… Stop! Nie może dłużej o tym myśleć, nie
chce. Wlepiła więc wzrok w ekran, próbując pozbyć się niechcianych myśli. I
rzeczywiście jej się to udało, chociaż nie na długo. Trafiła na kabaret. W jej
oczach zapaliła się iskierka nadziei, że uda jej się wybrnąć z tego dołka,
jednak zgasła jeszcze szybciej niż się pojawiła. Kabaret, jak na ironię,
opowiadał o pracy dwóch grabarzy. Jeden z nich komentował pogodę, zaś drugi
potulnie przytakiwał.
- Ładna pogoda. Nie
za ciepło, ciśnienie raczej stabilne… Nie ma co liczyć na ciśnieniowców,
sercowców i cukrzyków.
- Ta… - odzywa się
drugi. – Martwy sezon.
Zemdliło ją, gdy
publiczność zaniosła się śmiechem. Ona sama nie widziała w tym nic śmiesznego,
a w dodatku kojarzyło jej się z nim. I znów była w kostnicy. Patrzyła na jego
zimne ciało i nie mogła oprzeć się uczuciu, że on wciąż tam jest. Zaraz, czy
oko nie poruszyło się właśnie pod zszytymi powiekami? Nie, po prostu jej się
wydawało. Za bardzo chciała, żeby żył. Darzyła go chorym uczuciem, i co z tego?
To była jej indywidualna sprawa. Może była masochistką? A któż to może
wiedzieć? Na pewno nie ona. Ona nic nie wiedziała. Dotknęła jego ręki, wciąż
oblepionej krwią. Zdążyła już zaschnąć. Och, ile by dała, aby ta dłoń ponownie
spoczęła na jej policzku! Wiedziała jednak, że to nie było możliwe. Tak, to on
leżał w tej cholernej kostnicy. Mogli już w końcu zakończyć tę zbędną
identyfikację. Mogli dać jej w końcu święty spokój… Czy chciała tak wiele?
Kazano jej jeszcze powypełniać odpowiednie dokumenty, chociaż do końca nie
wiedziała dlaczego. Przecież nie należała do jego rodziny, nie była jego
narzeczoną ani nawet dziewczyną – spotykali się raz na jakiś czas, aby spełniać
swoje erotyczne fantazje i tyle. Podano jej jakieś dokumenty, a ona bez wahania
je podpisała. Nie wiedziała nawet o co w nich chodzi, była zbyt zrozpaczona by
zwrócić na to jakąkolwiek uwagę. Oddała im papiery i wyszła, nawet nie
oglądając się za siebie. Nie chciała go widzieć. Wyglądał obrzydliwie. Nie był
już tą samą osobą, dla której mogłaby zrobić dosłownie wszystko. Był potworem.
Może to nawet lepiej, że umarł?
Nie może się poddać,
zrobi to dla niego. Nie! Przecież go
nienawidziła! Och, to było takie skomplikowane… Sama już do końca nie wiedziała
jakim darzyła go uczuciem – uwielbiała go, ale i nie znosiła. Czy było to
zauroczenie? Nie czuła motylków w brzuchu. Jego widok zawsze wiązał się ze słodką
udręką i rozkosznym bólem. Zdarzyło się kilka razy, że ją uderzył. A ona i tak
przychodziła po więcej. Lubiła to. Patrzyła na niego z uwielbieniem, niemalże
go czciła. Traktowała go jak cholernego boga. Czy to było zauroczenie? Czy to
była miłość?
Wystukała numer i
przyłożyła drżącą słuchawkę do ucha. Musiała się doprowadzić do porządku. I to
za wszelką cenę. Pokaże im, że nie jest żałosną niezdarą. Jest niezależną
kobietą. Twardą. Da sobie radę. Na pewno. Po prostu musi i nie ma innego
wyjścia.
Witam. Mimo, że osobiście nie przepadam za takim gatunkiem opowiadania, to coś mnie tchneło, gdy przeczytałam twój opis bloga. Więc postanowiłam wejść i przeczytać prolog.
OdpowiedzUsuńDwa ostanie akapity, najbardziej utkwiły mi w pamięci. Świetnie, opisujesz targające bohaterkę uczucia.
Hejhej. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak to skomentować, ale podoba mi się niezmiernie. Tego typu historie uwielbiam, koncepcja z wiadomościami na początku świetna, ciekawie opisujesz uczucia głównej bohaterki. Wreszcie jakaś ciekawa zbrodnia! Czuję się zaintrygowana. Poza tym, szablon jest przeuroczy, i to taki nie w stylu Zaczarowanych. Jedynie czcionka nieco irytująca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, będę wracać!
http://respect-the-thing.blogspot.com/